Stalag 319 Międzynarodowy obóz jeniecki w Chełmie

Stalag 319 Międzynarodowy obóz jeniecki w Chełmie w latach 1941-1944.6 maca 2010 roku w chełmskim Domu Kultury odbyła się prapremiera fabularyzowanego filmu dokumentalnego o Stalagu 319.  Kiedyś napisałem niewielki artykuł o Stalagu 319 jako materiał do książki Pana Andrzeja Rybaka i z tego powodu zostałem poproszony do współpracy przy realizacji tego filmu. Było to dla mnie pewnego rodzaju wyróżnienie, ale i stało to się też powodem, że odżyły moje koszmarne wspomnienia z tamtego okresu. Wraz z rodzicami mieszkałem na Pokrówce, a moje codzienne wędrówki do szkoły w Chełmie narażone były na codzienne oglądanie tych okropności.
 

Teren Stalagu rozciągał się na całej szerokości od drogi prowadzącej na Bazylany obok dawnej rzeźni miejskiej i w kierunku miasta aż do początków zabudowy gdzie dzisiaj stoi supermarket Carrefour. Wzdłuż tego terenu przy samej ulicy Lwowskiej teren zabezpieczały podwójne zasieki z drutu kolczastego, a co kilkadziesiąt metrów stały wierze strażnicze. Wjazd na teren Stalagu znajdował się tu gdzie dzisiaj jest ulica Droga Męczenników. Po prawej stronie wjazdu zaczynały się tereny obozu a po prawej obok bramy wjazdowej były budynki administracji. Widoki jakie przyszło nam oglądać to nie tylko dla nas dzieci, ale i dla dorosłych były szokujące. Przerażające były widoki kolumn pędzonych jeńców, wynędzniałych, schorowanych i często okaleczonych. Nigdy nie zapomnę ich pełnego lęku i przerażenia wzroku. Ludzie często ukradkiem rzucali im kawałki jedzenia, tak aby nie zauważył tego jakiś żołnierz z eskorty. Bardzo często podczas marszu jeńcy padali z wycieńczenia , a eskortujący ich Niemcy zmuszając ich do powstania niemiłosiernie ich katowali. Często były to ostanie chwile ich życia. Na końcu kolumny jeńcy ciągnęli wóz, na którym układano zwłoki ofiar. Chyba od początku 1942 roku Niemcy w prowizorycznym krematorium w lesie Borek zaczęli palić zwłoki, nawet te które w różnych innych miejscach Chełma były grzebane. Samo krematorium było zbudowane bardzo prymitywnie. Na stalowym rusztowaniu układano zwłoki a pod spodem palono drewno. Gdy wiatr wiał w kierunku Pokrówki, roznosił się w powietrzu potworny fetor palonych ciał.

Ze stalagiem wiąże się także epizod rodzinny.
Wiosną 1942 roku przyjechała do nas z Lublina kuzynka mojego ojca Helena Prokop z informacją, że do Stalagu w Chełmie dostał się jej syn Walery. Podobno został on przywieziony z grupą Polaków i Rosjan zatrzymanych w okolicach Wołynia. W tym czasie rodzice moi prowadzili gospodarstwo ogrodnicze w Pokrówce, w którym Niemcy zaopatrywali się w warzywa dla jednostki nadzorującej Stalag 319.Dowódcą grupy zaopatrzeniowej był oficer niemiecki, którego pełnego nazwiska nie pamiętam ale wiem, że mama moja zwracała się do niego Herr Radke. Mama moja przed wojną ukończyła średnią szkołę handlową, gdzie m.in. językiem kupieckim był j. niemiecki. Widocznie poziom nauczania tego języka był na tyle wysoki, że mama całkiem nieźle mówiła i pisała po niemiecku. Z opowiadań mamy wiem, że oficer ten był nauczycielem muzyki. Ukończył konserwatorium i był bardzo kulturalnym i inteligentnym człowiekiem. Często w rozmowie z mamą poza sprawami handlowymi schodził na tematy bardzo ogólne. Znał i bardzo zachwycał się muzyką Chopina, a o narodzie polskim wyrażał się z godnością i szacunkiem. Często dla dzieciaków przynosił słodycze co było dla nas dużą frajdą. Rodzice gdy dowiedzieli się o tragedii kuzyna postanowili wykorzystać życzliwość oficera i poprosili go o pomoc. Początkowo Radke nie robił wielkich nadziei, ale obiecał dowiedzieć się wszystkiego o naszym  Tak gdzieś po tygodniu gdy ponownie przyjechał po zaopatrzenie, oznajmił rodzicom, że faktycznie taki znajduje się na terenie Stalagu. Mama w podziękowaniu zaproponowała złote rublówki, ale Niemiec kategorycznie odmówił przyjęcia ich. Kiedy Niemcy przyjechali po odbiór warzyw wśród obsługi był nasz kuzyn. Ubrany był w jakieś drelichy nie przypominające jeńca, a kogoś z obsługi. W pewnym momencie Radke przyprowadził go do pokoju, gdzie siedzieli rodzice całkowicie zaskoczeni jego widokiem. Oficer zwracając się do rodziców powiedział, oddaję Wam naszego kuzyna i proszę tylko nigdy nie mówić, że wszyscy Niemcy to barbarzyńcy. Dodał jeszcze, że ten Pan u nas został skreślony z ewidencji jako nieżyjący i lepiej by na jakiś czas w ogóle zniknął. Kuzyn Walery mieszkał u nas jeszcze przez kilka dni, a opowieści jego o pobycie w Stalagu były wręcz szokujące, zwłaszcza gdy opowiadał o przypadkach kanibalizmu. Do zakończenia wojny ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. Po wojnie prowadził w Lublinie salon fryzjerstwa damskiego pod własnym nazwiskiem Walery Prokop.

 

Krzysztof Prost