Obraz Matki Boskiej z Uhra

HISTORIA OBRAZU MATKI BOSKIEJ Z UHRA (Przedruk Gazeta Niedzielna, 1988 r.)

Przeszłość tego obrazu jest tak niezwykła, że spisuję ją dla potomności tak, jak ją znam i pamiętam. Obraz malowany na cynkowej blasze pochodzi ze starego polskiego dworu w majątku Uher, 7 km od Chełma, w województwie lubelskim. Jak świadczą załączone fotografie, był on wmurowany nad gankiem uherskiego dworu, co można dojrzeć jako ciemny punkt na zdjęciach. Kto i kiedy go tam zawiesił, nikt w rodzinie nie pamiętał. Uher należał przez szereg pokoleń do rodziny Saryusz-Bielskich, od wieków osiadłej w Lubelskiem, i starsza z fotografii została zrobiona przed 1888 r., gdy właścicielem Uhra był Stanisław, syn Wincentego, Saryusz-Bielski, brat naszej babki, Ludwiki Kazimierzowej Fudakowskiej.

W tym bowiem roku nasz dziad, Kazimierz — Floryan, kupił Uher od swego szwagra Stanisława i wkrótce potem przeniósł się z rodziną z Ukrainy do Uhra. Druga fotografia wykonana była ok. roku 1904-5 i widać na niej naszą matkę, Annę z Wołowskich Bronisławową Fudakowską z dwojgiem dzieci, tj. ze mną i moją młodszą siostrą Marysią, późniejszą zakonnicą. Wiem od ciotek Fudakowskich, córek Bronisława, brata mego dziada Kazimierza i Hanny z domu Saryusz-Bielskiej, a siostry mej babki Ludwiki, że ten obraz Matki Boskiej był szczególnie czczony w rodzinie Saryusz-Bielskich. Dowodem tego było, że nasz pradziad Wincenty kazał zrobić cztery zmniejszone w formacie jego kopie, które ofiarował każdej ze swych czterech córek w wianie.

W drugim roku wielkiej wojny światowej (1914-1918), a ściśle biorąc 13 sierpnia 1915 r., nasz dom w Uhrze został spalony przez wycofujące się przed Austriakami wojska rosyjskie. W wykonaniu rozkazu wyższego dowództwa, Kozacy spalili wówczas wszystkie zabudowania w Uhrze, z wyjątkiem oficyny i starego lamusa, wszystkie wsie i większość folwarków w najbliższej okolicy. Palono wtedy także stogi i pozostałe na polach zboża, wysiedlając zarazem całą ludność w głąb Rosji i zostawiając kraj wyludniony za cofającą się armią. Rodzice nasi, z sześciorgiem dzieci, domownikami i większością służby znaleźli schronienie na Ukrainie wśród krewnych Kraczkiewiczów, których cztery domy w Pohrebyszczach, Dziunkowie, Morozówce i Śnieżnej były w niedalekim od siebie sąsiedztwie.

Na jesieni 1916 roku przenieśliśmy się do Kijowa, do obszernego mieszkania na Bibikowskim bulwarze. Tam przebyliśmy okres rewolucji bolszewickiej i dopiero w maju 1918 roku, gdy Kijów został zajęty przez Niemców i Austriaków, wróciliśmy repatriacyjnym transportem do Polski. Zamieszkaliśmy w tedy w Lublinie, gdyż Uher był spalony, okolica jeszcze wyludniona, a pola nie uprawiane przez trzy lata były zdziczałym stepem porośniętym chwastami.

W pierwszych dniach czerwca pojechałem z ojcem z Lublina do Uhra. Na stacji kolejowej w Chełmie wzięliśmy parokonną dorożkę i jechaliśmy do Uhra śladami dawnego traktu zarośniętego chwastami, przez które konie z trudem się posuwały. Dobrnęliśmy do Uhra w gorące, słoneczne południe i zajechawszy przed zgliszcza domu, wysiedliśmy z dorożki. Pamiętam wzruszenie ojca, któremu łzy w oczach stanęły na widok ruiny rodzinnego domu. Większość murów jeszcze stała, a na jednym z kominów bociany uwiły gniazdo i właśnie karmiły młode. Fronton ganku wraz z kolumnami był zawalony. Ojciec zaczął machinalnie grzebać laską w gruzach i w pewnej chwili natrafił na przedmiot o metalicznym dźwięku. Schyliłem się pospiesznie i odgrzebałem z gruzów obraz Matki Boskiej. Tak więc, po trzech latach ukrycia pod gruzami, obraz został odnaleziony i odtąd stanowił cenną pamiątkę wśród nielicznych przedmiotów z rodzinnego domy. Towarzyszył naszym rodzicom przez następne lata, gdziekolwiek zamieszkiwali, i zawsze wisiał w przedpokoju nad wejściowymi drzwiami. Najpierw w Lublinie, później w Zosinie koło Błonia, następnie przez szereg lat w Zwierzyńcu, gdy ojciec był plenipotentem Ordynacji Zamoyskiej. Wreszcie w Warszawie, na Fredry, a potem na ulicy Raszyńskiej 58, gdzie go druga wojna światowa w 1939 roku zastała. Rodzice nasi już w tym czasie nie żyli i ja objąłem w 1938 roku w imieniu rodzeństwa, mieszkanie spółdzielcze na Raszyńskiej. Obraz Matki Boskiej pozostał w czasie wojny na gwoździu nad wejściowymi drzwiami i przetrwał lata okupacji niemieckiej, powstanie i zburzenie przez Niemców Warszawy. Gdy nasz syn, Wojciech dotarł pierwszy na Raszyńską, zimą 1945 r., zastał dom częściowo spalony, ale mieszkanie prawie nienaruszone, choć straszliwie splądrowane. Wyniósł wtedy z Raszyńskiej większość rodzinnych papierów, ale obrazu nie zauważył.

Okres wojny spędziłem w armii polskiej na zachodzie i dopiero po wojnie, sprowadziwszy rodzinę do Londynu, udałem się w październiku 1947 roku do Polski. Pamiętam, jak dojeżdżając do spalonej Warszawy, przypominałem sobie nasz pamiątkowy obraz Matki Boskiej i postanowiłem szukać go na Raszyńskiej. Nazajutrz po przyjeździe udałem się do dawnego mieszkania rodziców, gdzie zastałem sześć rodzin, „dzikich” lokatorów, którzy się tam wprowadzili po powrocie do wyludnionej i zrujnowanej Warszawy. Mieszkanie było straszliwie brudne i zaniedbane; widoczne jeszcze były resztki zniszczonych mebli, ale obrazu na dawnym miejscu nie było. Wszedłem tam w godzinach przedpołudniowych i zastałem same kobiety i dzieci, których spora gromadka zebrała się koło mnie w przedpokoju. Zacząłem się dopytywać o obraz Matki Boskiej, ale nikt nic o nim nie wiedział. Wreszcie po mych naleganiach i obietnicy pieniężnej nagrody, jedna z obecnych kobiet przyznała, że ma w piwnicy „coś ciś takiego”, co określiła kawałkiem blachy, na której przyrządza pokarm dla kaczek.

Na moją prośbę przyniosła tę blachę, w której rozpoznałem obraz Matki Boskiej, całkiem ukryty pod grubą warstwą brudu i przyschniętego błota. Wynagrodziwszy sowicie kobietę zabrałem obraz z Raszyńskiej w kawałku starej gazety i gdy go obmyłem pod kranem okazało się, że mimo pogięcia i zniszczenia, większość starej farby była nienaruszona.

W ówczesnych warunkach obawiałem się wywozić obraz przy powrocie za granicę. Zostawiłem go na przechowaniu u mej siostry Marii, zakonnicy w klasztorze Sacre Coeur w Zbylitowskiej Górze, koło Tarnowa. Dopiero w kilkanaście lat później, w 1960 roku obraz został mi doręczony przez okazję z Polski do Londynu. Pokazałem go znanemu konserwatorowi, generałowi Klemensowi Rudnickiemu, który zaciekawiony niezwykłymi losami tego obrazu, zaofiarował się całkiem bezinteresownie zabezpieczyć go przed dalszym zniszczeniem. Obraz został przez niego odklepany z nierówności, oczyszczony, stara farba pokryta zabezpieczającym werniksem, a blacha przymocowana na desce. Tak oto Matka Boska z rodzinnego Uhra, dwukrotnie przeze mnie odratowana w zawieruchach wojennych, znalazła się w naszym domu na emigracyjnej obczyźnie. Jest ona drogą pamiątką dawnych czasów, gdy pokolenia Saryusz-Bielskich w Uhrze, a później Fudakowskich, opieki Matki Boskiej szukały i niewątpliwie znajdowały.

Powierzając tę rodzinną pamiątkę, po mej śmierci, naszemu starszemu synowi Wojciechowi, proszę i polecam, aby dalsze pokolenia dochowały czci i oddania tej podobiźnie Matki Bożej i przekazywały w męskiej linii naszej rodziny najstarszemu, względnie najgodniejszemu, który ją w swym domu przechowywać będzie. Daj Boże, by ten obraz powrócił z czasem do wolnej Polski i strzegł nadal nowego gniazda na rodzinnej ziemi.

Londyn, maj 1968 r.

NB: Po śmierci śp. Ojca mego, 2 VIII 1982, obraz Matki Boskiej pozostał w domu rodziców nad łóżkiem mej Matki, do jej śmierci 16 III 1985, poczem został przeniesiony do naszego domu w Kingston upon Thames, gdzie znowu stanowi opiekuńczy wizerunek czwartemu pokoleniu z nad drzwi wewnętrznych.

Wojciech Fudakowski